Napar przygotowywany z suszonych liści i łodyżek jest dla całej ameryki południowej tym, czym dla Europy kawa i herbata razem wzięte. Ma funkcję nie tylko pobudzającą, ale i społeczną, jest pretekstem do codziennych spotkań i rozmów. Wraz z globalizacją staje się on co raz to popularniejszy na starym kontynencie. Za przesiadką z małej czarnej na ten nieco egzotyczny napój przemawia wiele czynników.
Pomimo tego, że yerba mate to napar, nazwanie jej herbatą byłoby błędem. Jest to kompletnie inna kategoria, nawet sam proces przygotowania różni się znacznie od znanych nam gorących napojów. Tradycyjnie, na jedno mate wsypuje się aż 3/4 wysokości naczynia lub kubka suszu. Specjalne naczynie używane do przygotowania i picia tego napoju to matero, rozszerzone u dołu, tradycyjnie wykonywane z zasuszonego owocu tykwy lub drzewa palo santo. Do picia służy specjalna metalowa rurka zakończona sitkiem, jej użycie pozwala odfiltrować napar od suszu. Co ciekawe, jedną porcję można parzyć nawet siedmiokrotnie, nie straci ona przy tym na swoim smaku i właściwościach. Samo „parzenie” może odbywać się też przez zalanie lodowatą wodą, ostrokrzew nie potrzebuje określonej temperatury w celu uwolnienia swoich właściwości. Tak przygotowany napój nazywany jest terere.
Podobnie jak kawa, zawiera ona sporo kofeiny, przez co skutecznie pobudza. Ma intensywny, cierpki, a w zależności od zastosowanych dodatków także ziołowy lub cytrusowy smak. Bardzo skutecznie orzeźwia i nawadnia. Saponiny, odpowiedzialne za gorzki smak wykazują działanie przeciwzapalne i wspomagają metabolizm cholesterolu. Yerba mate zawiera także teobrominę, związek bliski chemicznie kofeinie, który stymuluje pracę naszego mózgu. Oprócz tego jest też bogata w liczne przeciwutleniacze, mikro- i makroelementy oraz witaminy A, B1, B2, E, C i PP. Picie jej nie tylko pobudza, ale wspomaga też pracę całego ciała i dostarcza składników niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu.